Mimo porażki wynik lepszy niż gra. Osłabieni kadrowo wielunianie wysoko przegrali z sąsiadem w tabeli
Po bardzo słabym meczu MKS uległ w siedemnastej kolejce Lig Centralnej Olimpii Medex Piekary Śląskie różnicą sześciu bramek.
Można stwierdzić, że aż sześciu, pamiętając, że tydzień wcześniej lepiej wypadli gospodarze. W 16. rundzie MKS pewnie pokonał bowiem u siebie Warmię Olsztyn, a Olimpia uległa w Piekarach trzeciej od końca Anilanie. Z drugiej strony trzeba się cieszyć, że tylko sześciu. W pewnym momencie wydawało się bowiem, że strata do gości będzie dwucyfrowa.
Dość powiedzieć, że gospodarze ani razu nie byli na prowadzeniu, a pole rywalom oddali już po dwudziestu dwóch minutach. Ostatnie osiem przed przerwą przegrali bowiem 1:7, przez co piekarzanie powiększyli przewagę z 12:10 do 19:11. Aż siedem bramek zdobył w pierwszej połowie Michał Rosół i nic dziwnego, że przy wysokim prowadzeniu trener Mariusz Kempys dał mu po przerwie odpocząć. Wszedł tylko na kilkadziesiąt sekund, by powiększyć prowadzenie Olimpii do …26:14 (39 minuta). W tym momencie właśnie można się było obawiać, że wynik końcowy będzie dla gospodarzy prawdziwym blamażem. Nie stało się tak, gdyż zmiennicy Medexu ustępowali nieco umiejętnościami kolegom z podstawowego składu. Poza tym w grze wielunian zaczęły się wreszcie pojawiać pozytywne elementy. Przede wszystkim lepiej zaczęła funkcjonować obrona. Poza tym po zmianie bramkarzy w Olimpii (doświadczonego Sebastiana Zaporę zastąpił Bartosz Aronik) nasi zawodnicy częściej zdobywali bramki. Między innymi dlatego podopieczni Grzegorz Garbacza ostatnie 18 minut wygrali 11:5, a to sprawiło, że wynik końcowy był nawet odrobinę lepszy niż 8 października w Piekarach (porażka MKS-u 27:34). Duży udział w kosmetyce wyniku miał Konrad Krzaczyński, który został wybrany najlepszym zawodnikiem gospodarzy, otrzymując tym samym nagrodę ufundowaną przez sponsora meczu - firmę ANIA Holding.
Nie da się ukryć, że łatwość, z jaką rywale prowadzili grę, spowodowana była przede wszystkim bardzo słabą defensywą MKS-u, a w hali WOSiR potwierdziła się stara prawda, że w piłce ręcznej mecze wygrywa się obroną. Choć nikt nie oczekiwał od naszych graczy brutalnej gry, zalewie cztery dwuminutowe wykluczenia przy ośmiu rywali dają najlepszą odpowiedź, kto w sobotę był …„miękiszonem”. Poza tym z upływem rozgrywek coraz bardziej widać, że osłabienia kadrowe, które dotknęły drużynę przed sezonem, były rzeczywiście spore. Przy urazach, które uniemożliwiły treningi Miłoszowi Hanasowi i Kamilowi Rogaczewskiemu, absencji Arkadiusza Galewskiego (po narodzinach syna jednak nie wrócił jeszcze do zespołu) oraz nagłej chorobie Łukasza Królikowskiego, siła rażenia MKS-u wyraźnie spadła i to niestety widać po wynikach. Na szczęście kalendarz rozgrywek pozwala naszej drużynie kontynuować serię meczów z drużynami środka tabeli i należy zrobić wszystko, by kolejne punkty pojawiły się jeszcze przed konfrontacjami z potentatami. Najbliższa okazja już w niedzielę 5 marca, gdy MKS podejmowany będzie w Sosnowcu przez Zagłębie Handball Team. Spotkanie w hali tamtejszego MOSiR rozpocznie się o godzinie 15.00.
MKS Wieluń - MKS Olimpia Medex Piekary Śląskie 26:32 (11:19)
MKS: Jakub Chuć, Dawid Galle - Krystian Kowalik 2, Krzysztof Węcek 4, Błażej Golański 3, Konrad Krzaczyński 5, Paweł Chłód, Mateusz Młodzieniak 2, Miłosz Hanas, Mikołaj Żółtaszek, Adam Bernaś 4, Kamil Rogaczewski 2 (1/2), Bartosz Bednarek, Artur Bożek 4; trener Grzegorz Garbacz; widzów 250.